sobota, 17 sierpnia 2013

... you shouldn't trust anyone 4/10



Tytuł:  ... you shouldn't trust anyone
Data napisania: 15 sierpnia 2013
Zespół: EXO
Typ: Opowiadanie
Rozdział: 4/10
Parring: brak
Ilość słów: 2 167
Bohaterowie: Luhan, Matka, Lay, Kay-sshi, Marco, lekarz
Notka autora: Wcześniej nawet nie pomyślałam, że kolejną część napiszę tak szybko co mnie bardzo cieszy. Poza tym skończyłam swojego chorego one shota, którego zapewne niedługo wstawię na swojego bloga. Co do zamówień, zabrałam się za pierwsze jednak póki co prawie nie ma mnie w domu i nie mam czasu na dokończenie. Mam nadzieję, że wyrobię się w czasie 21 dni jak obiecałam. Nie przedłużając zapraszam do czytania.

Część IV


Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. Sooyoung zmarła w drodze do szpitala. Nikt nie wiedział. Nikt nie pytał co było prawdziwą przyczyną, ale sam Luhan nie potrafił się skupić na swoim życiu. Był rozdrażniony, nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Czuł się winny. Czuł się źle. Przez pewien czas zastanawiał się czy nie powinien był, skończyć jak dziewczyna. Stał się potworem, o którym mówiła. O którym napisała w liście pożegnalnym.

Jeżeli ktoś znajdzie ten list będzie wiedział, że czasu już nie będzie można cofnąć. Nikt nie wiedział. Nikt nie zapobiegł. Nie czuję się nikomu potrzebna. Na tym świecie istnieje wiele zła. Ludzie od zawsze byli dla siebie wrogiem. Nikt nie czuł. Nikt nie potrzebował miłości. Teraz nie dziwię się temu. To ona mnie zabiła. Zabił mnie potwór w którego byłam zapatrzona. Bałam się go, ale sama starałam się z nim walczyć wiedząc, że lepsze jutro nadejdzie dla nas w krótkim czasie. A on? On pewnie będzie stał nad moją trumną roniąc bezużyteczne łzy, które nie wskrzeszą mojego istnienia. To prawda, potwora nie da się ukryć. Nie da się też z nim żyć. Strach, ból i rozterka nad wyjściem z całej sytuacji. Przepraszam, że to zrobiłam, ale moje życie było czymś, o czym każdy z Was powinien zapomnieć. Kochałam obu, ale serce nie chciało wybrać. Tak będzie lepiej dla mnie i dla was. Przepraszam…

Chłopak do tej pory pamięta treść listu jakby był to ważny wiersz, który musi zdać na lekcji koreańskiego z profesorem Hwang. Jednak to nie była poezja. To była czysta prawda. To potwór ją zabił. Potwór sprawił, że podjęła tą decyzję. Pamiętał jak jego serce waliło ze strachu widząc zbliżającą się osobę do drzwi. Kilka sekund, a ta osoba znalazła się w sali, a czas się zatrzymał. To był Lay. Właśnie ten chłopak, który ratował go z każdej opresji.
- Ja… - powiedział cicho – Ja.. Ja ją zabiłem – powiedział Luhan upadając na swoje kolana chowając twarz w dłoniach. Wybuchnął głośnym płaczem, wracając do widoku jej martwego ciała. Nie chciał by to wszystko tak się skończyło. To obłęd zawładnął jego szczenięcym ciałem, a on sam nie mógł zawrócić czasu. Zerknął na chłopaka podbiegając do niego łapiąc go za fragment ubrania.
- Potrafisz zatrzymać czas! Potrafisz go też cofnąć, prawda? – mówił zdenerwowany, delikatnie szarpiąc chłopaka w nadziei, że mu pomoże i nie pozwoli mu wrócić do tej sali, jednak ten jedynie ściągnął dłonie chłopaka ze swojego mundurka podchodząc do okna, przez które spoglądał na Sooyoung i zbiorowisko, które zatrzymało się w czasie. Luhan nie wiedział co miał ze sobą zrobić. Chłopak nie mówił. Sooyoung już nie było. Luhan był mordercą. Te trzy sentencje jawiły się w jego głowie.
- Ktoś musiał umrzeć. Lepiej, że to był zwykły człowiek – Luhan usłyszał ten sam chłodny głos za sobą. Zerknął na mężczyznę, który wydawał się spoglądać na niego z zaciekawieniem. Nienawidził go. Nienawidził chłopaka, że go nie powstrzymał.
- Wiedzieliście co się stanie, prawda? – powiedział – Wiedzieliście do cholery?!  - Lay spojrzał na niego smutnymi oczami kiwając głową, a najwyższy z przyszłości, którego ludzie nazywali Kai-sshi, uśmiechnął się w sposób, że chłopak był jeszcze bardziej poirytowany.
- Wiedzieliście… - powiedział cicho wycofując się w stronę drzwi, a gdy znalazł się za nimi, zaczął biec ile miał tylko sił w nogach by móc uciec od tego wszystkiego. Zatrzymał się jednak przy wyjściu widząc dziewczynę, która nawet leżąc w kałuży własnej krwi, wyglądała na piękną. Ten obraz spowodował, że jego dusza cierpiała, dostając kolejny cios w serce. Ponownie zaczął biec nie wiadomo gdzie. Zatrzymał się dopiero w małym lesie nieopodal jego szkoły. Biegł by tak dalej bez celu gdyby nie wystająca gałąź o którą się potknął. Upadek był bolesny. Jego spodnie rozdarły się na kolanach, gdzie powstała rana, gdzie krew wyciekała drobną strugą,  lecz chłopak nie przejmował się bólem. Zaczął kiwać się do przodu i do tyłu, dostając choroby sierocej. Nie wierzył, ze to wszystko działo się naprawdę. Zaczął łkać jak mały chłopiec, wracając wspomnieniami do tamtej chwili. Jego słowa w głowie spowodowały wypadek. Bał się tej nowej mocy. Nie chciał jej posiadać. Chciał być kimś normalnym. Chłopakiem z problemami jakie miała teraźniejsza młodzież. Bał się tego co może przynieść przyszłość. A co jeżeli zabije jeszcze kogoś? Będzie mordercą. Już nim był jednak strach by tak się nazwać sprawiał, że wolałby zginać tu, i teraz. Nikt mu nie uwierzy. Miłość przeminęła, a nastała era wielkiego smutku oraz wyrzutów sumienia. Nie wiedział co przyniesie przyszłość. Chciał zapomnieć o tym zdarzeniu, ale jego dusza za bardzo go bolała. Nie wiedział nawet kiedy łkając zasnął na zimnej ziemi w lesie.

•••

Gdy się przebudził,  był w swoim pokoju, a koło jego łóżka znajdowała się matka razem ze swoim ukochanym, a przy nich stał lekarz odziany w biały fartuch.
- Nic mu nie będzie. Przyda mu się nieco wypoczynku. Poza tym historia, która wydarzyła się w jego szkole musiała być dla niego szokiem. Podobno dowiadując się o tym, wyszedł klasy, biegnąć przed siebie. Dobrze będzie gdy zapewnicie mu wizytę u dobrego specjalisty – Luhan przyjrzał się mężczyźnie dostrzegając znajome rysy twarzy. Po chwili podniósł się z łóżka łapiąc lekarza za kant jego koszuli.
- To przez ciebie ona nie żyję. To ty ją zabiłeś – gdyby nie narzeczony matki, nie wiadomo co by się stało. Chwycił młodszego mocno odciągając od lekarza. Widząc to matka, poprosiła mężczyznę o jakiś zastrzyk na uspokojenie. Luhan po tym leku czuł się coraz słabiej. Opadł powoli na podłogę łkając jak małe dziecko, wypowiadając słowa, którymi było imię zmarłej dziewczyny. (…) Luhan przez kilka dni nie wychodził ze swojego pokoju. Bał się iść nawet na pogrzeb Sooyoung. Przecież to przez niego nie żyła. Ludzie nazywani przez niego masters, zapewnili mu alibi. Uzupełnili dokumenty zwolnieniami lekarskimi, mieszając ludziom porządnie w głowie. Oni nie winili go za śmierć człowieka. Według nich ta rasa ciągle się odradza w przeciwieństwie do nich. Chłopaka jednak to nie obchodziło. Chciał znów poczuć zapach dziewczyny tuż obok siebie, jednak nie było mu to dane. Każdego dnia budził się z myślą, że to tylko straszny sen. Spoglądał na jej zdjęcie na szafce, gdzie służba każdego dnia wymieniała nową, białą różę. Pewnego dnia Luhan nie wytrzymał. Podniósł się z łóżka, zrzucając z szafki jej zdjęcie.
- Nie byłaś niczego warta – czuł narastającą złość w sobie. Po zdjęciu rozbił lustro, a potem zrzucił wszystkie książki, wyrzucając swoje ubrania, które powoli zaczął rwać na małe strzępy. Jego matka dobijała się do jego drzwi jednak nie zamierzał otworzyć. Chwytając kawałek, pękniętego lustra, przyglądał się mu uważnie.
- Skoro należę do przyszłości, czy mogę teraz umrzeć? – wyglądał jak psychopata. Nieco brudny, włosy każdy w inną stronę. Mówił często do siebie, nie chcąc z nikim rozmawiać oprócz zdjęcia, które było teraz rozdarte przez pękniętą szybkę w drewnianej ramce.  Po chwili przyłożył szkło do swojej skóry, nacinając na swojej dłoni małe wzroki. Powoli, z każdym drobnym nacięciem, czuł się coraz bardziej senny. Ułożył się wśród tego bałaganu, zachlapując wszystko wokół siebie swoją krwią, która wyciekała z otwartych ran ciętych. Po chwili nie czuł nic, widząc jedynie ciemność.

•••

- Lepiej będzie gdy zostanie tydzień na obserwacji – chłopak nie miał siły podnieść swoich powiek. Wiedział, że nie był w swoim pokoju, gdzie chciał to wszystko skończyć. Otworzył powoli swoje oczy, dostając prosto światłem w oczy. Biała sala. Małe okna, za którymi stała jej matka, a obok niej mężczyzna jej życia. Nie pamięta kiedy widział ją bez swojego faceta. To było dla niego chore. On był chory. Rozejrzał się wokół siebie. Widział ludzi, którzy rozmawiali sami ze sobą. Wyglądali jak ci z najgorszych opowiadaniach gdzie pisze się o drobnych psychopatach, zamkniętych na oddziale specjalnym. Zerknął na drzwi gdzie nie było klamek.
- Gdzie ja jestem? – powiedział cicho, pierwsze co spoglądając na swoje zabandażowane nadgarstki. Nie umarł. Wciąż żył na tym okropnym świecie. Nadal czuł się jak morderca. W tym momencie przed jego oczami pojawił się Lay. Uśmiechał się do niego wyciągając w jego stronę dłoń.
- Cześć Luhan. Nie powinienem tutaj być. Kai-sshi mi zabronił. Stwierdził, że musisz od nas odpocząć, ale ja się za tobą stęskniłem – zaśmiał się cicho przytulając się mocno do niego, czego nigdy nie robił. Luhan zerknął na niego zdezorientowany.
- Gdzie ja jestem Lay? – zapytał Luhan ze swoją drobną chrypką w głosie. Nie wiedział co się dzieje. Niczego nie pamiętał.
- Jesteś w szpitalu dla obłąkanych. Spędzisz tutaj kilka dni na życzenie swojego ojczyma. Nie chciał mieć cię na sumieniu, dlatego miał nadzieję, że to jakoś ci pomoże. Spokojnie, niedługo znów do nas wrócisz. Musisz o siebie dbać – zaśmiał się cicho – trzymaj się Luhan. Niedługo znów cię odwiedzę.
Po chwili Lay rozpłynął się. Widział tylko w oknie zapłakaną matkę a obok niej… no właśnie. Kim on był aby decydować za jego rodzicielkę. To ona miała do niego prawa, ale nie on. Tak minął tydzień pobytu w szpitalu. Lay często go odwiedzał co go cieszyło. Wierzył, że jest osobą, która może mu pomóc za każdym razem, nie ważne o co by aktualnie chodziło. Po wyjściu ze szpitala chłopak wrócił do domu. Ten zawistny wzrok mężczyzny, który chciał się go pozbyć nie dawał mu spokoju. Jednak coś się zmieniło. Jego matka się zmieniła. Zaczęła dbać o niego, próbować rozmów z nim jednak na to było kilka lat za późno. Luhan wrócił ponownie do szkoły po czym stwierdził, że zamierza na nowo żyć. Jego wyrzuty sumienia gdzieś się rozpłynęły, a on sam czuł się coraz bardziej pewny siebie. Pewnego dnia na dachu wydawało mu się widzieć Sooyoung jednak gdy przetarł swoje oczy, jej już nie było. To na serio dziwne uczucie. Jednak nie wpłynęło to na niego jakoś specjalnie negatywnie. Każdego dnia zachowywał się jak normalny uczeń poznając tajniki życia przyszłości gdzie ludzie uczą się naprawiać świat, który powoli legnie ku spadkowi. Luhan chciał się przekonać o prawdzie. Wiele razy wracał na ten drugi świat w celu odkrycia nowego, nieco lepszego życia niż dotychczas. Posiadał dwie moce, które w instytucie były rozwijane z każdym dniem. Przenoszenie się do tego świata też stało się dla niego łatwiejsze niż wcześniej.
- Luhan musimy porozmawiać – chłopakowi udało się w ostatniej chwili wrócić do świata ludzkiego, gdy do jego pokoju weszła jego matka.
- Wyjeżdżam na kilka dni. Zostaniesz z Marco na te kilka dni. Mam nadzieje, że nic się nie stanie. Martwię się o ciebie – Luhan nie skomentował jej słów jak to czynił za każdym razem. To nie było nawet dziwne. Tak zawsze było między nim, a jego matką. Nikt tym specjalnie się nie przejmował. Gdy jego matka wyjechała, nawet nie zszedł na dół by się z nią pożegnać. Pewnego wieczoru chłopak podsłuchał rozmowę mężczyzny z kimś obcym.
- Ten gówniarz? Proszę cie. Jego matka to wspaniała kobieta. Skoro tak bardzo pragnie wrócić na oddział dla obłąkanych, chętnie mu to załatwię. Mimo, że lobotomia w tym kraju jest zabroniona, znam idealną placówkę, która nadal wykonuje ten zabieg. Wystarczy mieć trochę grosza i być kimś, by to uczynić – jego śmiech odbił się echem w głowie młodszego. Zacisnął swoją dłoń w pięść gdy usłyszał, że Marco chce zrobić z niego kogoś na podobieństwo roślinki. Nic nie mówi, nie stwarza problemów, a tylko żyję podstawowymi czynnościami. Je, pije, oddycha i wydala – nic więcej. Po chwili chłopak znalazł się w ciemnej kuchni nalewając do kubka wody owocowej, a widząc nóż, chwycił go w swoje dłonie, mając ochotę przebić nim serce starszego mężczyzny jednak wiedział, ze wtedy jego matka straciłaby wszystko. On się o nią martwił? Zabawne. Przecież on nie czuje empatii do innej osoby, od kilku lat. Po chwili odłożył kuchenny nóż na ladę, siadając na stoliku pośród tych ciemności. Jego życie zaczęło się zmieniać. Chłopak przestał czuć jakiekolwiek emocje. To było dziwne. Nie czuł ani negatywnych ani pozytywnych cech. Życie bywało niespodzianką. Dla niego tez takie było. Czuł się jak wyrzucony na morze bez jakichkolwiek szans na przeżycie.  Miał tylko nadzieję, że jego życie nie skończy się tak jak innych. Musiał wypełnić swoje przeznaczenie. Uśmiechnął się łobuzersko pod nosem odkładając pół pełną szklankę, kierując   się w stronę biura mężczyzny. Otworzył powoli drzwi wchodząc przez nie po czym zatrzasnął je na klucz.
- Coś się stało Luhan? Potrzebujesz czegoś?
- Oh przestań. Chcesz się troszczyć o kogoś kogo zamierzasz pozbawić racjonalnego myślenia. Nie sądzisz, że to nie ma sensu, ojczymie? – na jego twarzy pojawił się drobny, łobuzerski uśmiech. Mężczyzna zerknął na niego próbując odgadnąć jego myśli.
- W tym towarzystwie tylko ja potrafię zaglądać w czyjeś myśli. Myślałem, ze matka ci o tym mówiła. Jestem psychiczny prawda? – zaśmiał się donośnie. Jego śmiech odbijał się przez ściany, jednak nikt oprócz tej dwójki nie mógł tego usłyszeć.
- O co ci chodzi. Mów do mnie normalnie a nie jakimś popieprzonym językiem – warknął w stronę młodszego. Tym razem to właśnie Luhan czuł, ze wygrał z mężczyzną. Właśnie ujawnił swoją prawdziwą naturę. Cieszył się z tego w duchu, a na jego twarzy wciąż wił się ten uśmiech. Podszedł powoli do jego biurka. Mężczyzna brał go za niepoczytalnego, ale może właśnie tak z nim było? Nikt nie wie, ale on zdawał sobie sprawę, że Marco nie będzie miał siły by dłużej się nad tym zastanawiać. Luhan mu na to nie pozwoli.
- Zabawimy się mój ojczymie. Tak samo jak ty chciałeś bawić się ze mną. 

1 komentarz:

  1. Szczerze powiedziawszy, coraz trudniej mi jest to komentować, ale to nie tak, że mi się znudziło. Jest wręcz odwrotnie. Uwielbiam to jak piszesz. Potrafisz oddziaływać na wyobraźnię oraz uczucia. Przynajmniej tak jest w moim przypadku.
    Znów zakończyłaś w takim momencie, że człowiek pragnie tylko więcej, i że jak najszybciej chce dowiedzieć się, co będzie dalej. Więc mam nadzieję, że postarasz szybko napisać kolejną część. ;)
    Jednak i tak najbardziej to czekam sobie na zamówienie, bo jestem bardzo ciekawa, jak ci wyjdzie. ^^

    OdpowiedzUsuń